-->

Garść historii

2007.06.22 z okazji Dni Barcina, miejscowości koło Bydgoszczy, organizujemy Turniej Rycerski. Fundacja jest jeszcze wtedy w powijakach. Pierwszy kontakt z kurhanem w Złotowie.

2007.07.15 jesteśmy na polach Tanenbergu, zwyciężamy. Odwiedzamy kurhan w Złotowie. Prowadzimy rozmowy z Gminą i Konserwatorem Zabytków, jako fundacja obejmiemy kurhan opieką.

2007.08.17 rejestrujemy fundację w Sądzie, składamy dokumenty o nadanie numeru Krajowego Rejestru Sądowego. Do głowy nam nie przyjdzie, że nie nastąpi to prędko.

2007.09.20 pokazujemy się oficjalnie jako fundacja na „Małopolskim Świętowaniu” - targach organizacji pozarządowych zorganizowanych przez Instytut Studiów Strategicznych. Dostajemy pierwsze miejsce za prezentację i przygotowanie stanowiska. Przy scence z rycerzem rozruszali się nawet sędziwi członkowie fundacji „Pro Bono” i Stowarzyszenia Polskich Psychologów.

2007.10.06 dostajemy zaproszenie od MOWIS – u na obchody Dnia Organizacji Pozarządowych na Rynku. Mamy stoisko i prezentujemy się na scenie.

2007.10.13 wraz z naszymi przyjaciółmi z krakowskiego „Kręgu” uświetniamy imprezę w Celestacie.

2007.11.16 spotkania z innymi organizacjami przynoszą efekty; dostajemy propozycje współpracy od świetlicy w Brzeszczach, naszymi poczynaniami interesuje się gmina Czernichów.

2007.12.24 hurra! Sąd przemówił wreszcie ludzkim głosem. Dopinamy formalności.

2008.01.20 szukamy biura, naszej siedziby, Szostaki mają dosyć spotykania się u nich w domu.

2008.02.10 wprowadzamy się do pokoju w starym biurowcu Prodlewu przy Mogilskiej. Odmalowujemy pomieszczenie; w ciągu następnego tygodnia przyjeżdżają mebelki. Z końcem ferii biuro jest gotowe do pracy.

2008.03.02 nawiązujemy współpracę z Opactwem Benedyktynów w Tyńcu. Prowadzimy tam warsztaty kaligrafii.

2008.03.24 Estrada Warszawska zaprasza nas do współpracy przy organizowaniu wianków w czerwcu.

2008.05.10 drugi raz gościmy na Światowym Dniu Organizacji Pozarządowych na Rynku krakowskim.

2008.06.21 Wianki nad Wisłą w Warszawie. Uff, udało nam się przebrnąć do końca imprezy. Uczymy się organizacji na własnych błędach. Bardzo bolesne!!!

2008.07.20 Szostaki opuszczają fundację

2008.09.07 Przyjmujemy nowych członków. Dołącza do nas Aga. Damian twierdzi, że to dobry pomysł, znają się już wcześniej. „Przyda nam się trochę cukru do tej herbaty co ją parzymy, bo cytrynę w postaci Morgana juz mamy” - mówi.

2008.09.27 piknik w dworku w Łuczanowicach wraz z Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.

2008.10.15 Piszemy wniosek do MON. Od tego dnia dzwonię do Ministerstwa codziennie. Jak nie zadzwonię, pułkownik się martwi, że coś mi jest.

2008.10.31 Ostatni dzień składania wniosków. Drukujemy z Damianem wniosek nad ranem. Wniosek jedzie do Warszawy pociągiem. Ela zanosi go do ministerstwa, z siatkami zakupów, bo ma pół godziny żeby zdążyć. Przyjazd pociągu 15.25. Zamknięcie kancelarii przez pana porucznika godzina 16.00. Zdążyła.

2008.11.27 MON nie przyznał nam pieniędzy. Szkoda.

2008.12.18 Nasz kurhan w Złotowie został wpisany do rejestru zabytków! Nie chwalimy się, ale to nasza zasługa.

2009.01.05 Plan na nowy rok. W 2008 roku na pierwszym miejscu było stworzenie strony internetowej. W 2009 roku na pierwszym miejscu jest stworzenie strony internetowej ...

2009.03.17 podejmujemy decyzję o rezygnacji z biura.

2009.04.07 Piszemy do ZBK kolejny raz o przyznanie nam lokalu.

2009.04.14 Dostajemy odpowiedź. ZBK chce nam dać fort w Mistrzejowicach. Nie to mieliśmy na myśli, ale ...

2009.05.16 Noc Muzeów. Wystawiamy w Celestacie z tej okazji scenkę o wjeździe księcia Poniatowskiego do Krakowa w 1809 roku. Wystawiamy, bo tekst jest fundacji, a Prezes gra jedną z głównych ról. Poza prezesem występuje młodzież z Kręgu, a stroje mamy od aktorów. Na ostatniej próbie nikt nie pamięta swoje roli, myli się aktorom kolejność. Aż dziw, że wyszło świetnie i dostajemy brawa.

2009.06.01 Wraz z Stowarzyszeniem Krąg i Aldoną organizujemy Dzień Dziecka w Parku Jordana.

2009.06.05 Patweys Polska gości w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa. Zapowiada się owocna współpraca.

2009.06.07 Chłopaki jadą do Warszawy na marsz dla głodujących w Afryce. Prezentujemy się tam z garncarzem i papiernią. Dziewczyny zostają w Krakowie. Na małym Rynku wybieramy Jadwigę i uczymy ludzi tańczyć z okazji Tygodnia Kultury Polsko – Węgierskiej.

2009.08.20 mamy zebranie, jesteśmy wszyscy w komplecie jak nigdy. Sprawą priorytetową jest ... strona internetowa fundacji. Bez komentarza.

2009.08.31 Marek Kamiński wraz z młodzieżą uczestniczy w warsztatach kaligrafii w Tyńcu. Projekt Wyprawa Wisła, ekipa pana Marka płynie Wisłą do Gdańska. Wstąpili przepływając pod murami opactwa ...

2010.04.27. Zgłaszamy się do obchodów 600 lecia Bitwy pod Grunwaldem.

2010.06.06. Urząd Miasta Krakowa zaprosił nas jako gospodarzy tegorocznego Dnia Otwartego Magistratu. Temat Grunwald oczywiście. Na dziedzińcu Pałacu Wielkopolskich stawiamy średniowieczne miasteczko.

2010.06.12. Wspólpracujemy z Muzeum Historycznym Miasta Krakowa przy organizacji turniejów na Barbakanie.

2010.07.15. Jesteśmy na polach Tanenbergu.

2010.07.22 do 2010.07.27 Jesteśmy na jarmarku z okazji urodzin , 600 setnych urodzin Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Cała scena nasza, cały Rynek nasz. Są tańce, walki, gry, konkursy, lepienie z gliny, pisanie gęsim piórem. Organizujemy konkurs "Jak Matejko Grunwald malował" - mali mistrzowie malują swoją wersję słynnego dzieła.

2010.08.08. Organizujemy festyn historyczny we wsi Targowisko. Zaprosiło nas stowarzyszenie z Krakowa. Odtwarzamy powrót rycerstwa po Grunwaldzie. Są konni, rycerze, walki, damy, jest uroczo....

2010.09.11.
Uczestniczylismy w zmaganiach na polach Tanaenbergu. Bylismy równiez wspólorganizatorami triumfalnego powrotu króla Jagiełły do Krakowa. Triumf Rycerstwa Polskiego po zwycięstwie grunwaldzkim. Leje, jest zimno, ale sami chcieliśmy tu być.






2010.11.27 do 2010.06.10. Jesteśmy na Targach Bożonarodzeniowych organizowanych przez Krakowską Kongregację Kupiecką. Piszemy listy do Świętego Mikołaja, robimy kartki i ozdoby świąteczne.

Trudne początki

Z fundacją było tak.
Mam te przypadłość, że pracuję z dziećmi i z młodzieżą. W branży turystycznej co prawda, ale mimo wszystko charakter prowadzonych przeze mnie zajęć przypomina pracę wychowawcy. Nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że młodzież jest zła, że nic z nimi nie da się osiągnąć. I dalej tak twierdzę, ale życiowe doświadczenie pokazało, że jeśli na tym polu nie zadba się o pewne idee, zasady, wychowanie, to nie wróży to różowej przyszłości. Nie samej młodzieży, tylko nam zgredom. Nie chcę doczekać takiej chwili, kiedy niektórzy z moich podopiecznych zostaną ministrami, będą piastować dyrektorskie stanowiska, a ja będę wtedy zniedołężniałą, głuchą i ślepą staruszką. Perspektywa Oświęcimia byłaby mniej straszna. Przykładów braku szacunku w stosunku do wychowawców, podejścia (lub jego braku) do obowiązków ze strony młodzieży można by mnożyć, ale wystarczy kilka:

- Ktoś z Was wie, kiedy ten król rządził? – pytam pod sarkofagiem Kazimierza Wielkiego w Katedrze Wawelskiej uczniów klasy maturalnej.
- XIX wiek? - odpowiada Marcin.
Boże uchowaj. Nie puszczę dzieci do szkoły gdyby nie daj Bóg Ministrem Edukacji został ów Marcinek.
Inny przykład. Zadanie dla młodzieży tym razem gimnazjalnej polegało na zaplanowaniu i narysowaniu swojego miasta marzeń. Należało też ułożyć prawa obowiązujące w tym mieście. Klasa została podzielona na grupy. Jedna z tych grup nawet z zaangażowaniem pracowała nad projektem. Sami chłopcy. Gdy nadszedł czas prezentacji owa grupa zaprezentowała pomysłowo narysowany plan. Na początku szło nieźle, w końcu moją uwagę przyciągnęła zaplanowana budowla na środku niby Rynku.
- A to co, Ratusz?
- Nie, proszę Pani. w naszym mieście nie ma ratusza, bo nie ma też Rady Miasta – odpowiedział jeden z uczniów.
- O! To co to jest, sklep? - nie daję za wygraną
- Nie. To jest proszę Pani karczma.
- W środku miasta.?
- No tak. Takie prawo.
- No to przeczytajcie te prawa Waszego miasta – zachęciłam
- Miasto nazywa się Pijusowo, rządzi cech (dobrze że chociaż tyle zapamiętali z lekcji) Piwoszy, głównym miejscem jest Karczma Miejska; w mieście jest zakaz chodzenia do szkoły (to mnie nie dziwi, zważywszy, że to gimnazjum) i zakaz pracy (to już bardziej) ... kto nie pije i nie przebywa w Karczmie może zostać z miasta wyrzucony ...”
„Jezu obraniaj, aby przyszło mi żyć w takim mieście.” - wszystko we mnie krzyczało. Pewnie to tylko żarty, dla nich, ale znajdzie się ktoś kto to będzie chciał wcielić w życie. Ich opis praw w mieście wisi u mnie na ścianie, ku przestrodze. Ale jaki mam na to wpływ? Mogę coś zrobić? Nie chcę żyć w takim kraju, gdzie rosną aż takie matołki. Jak zarazić młodzież chęcią zdobywania wiedzy, sympatią do siebie i do innych, wpoić im szacunek, dla starszych, do kraju, do tradycji?
Postanowiliśmy więc wesprzeć wychowawców, szkoły, instytucje. Zapobiec szerzeniu się trendów chwalenia tego co głupie. Postanowiliśmy założyć ze znajomymi fundację. Fundację, która będzie działać na zasadach instytucji kultury. Jeszcze jednej, niestety, ale w nowatorski sposób. Oczywiście dzieło nie powstało tak od razu. Pierwsza wizyta w sądzie, bo należało złożyć wniosek o przyznanie KRS – u, nie zapowiadała kilkumiesięcznej mordęgi. Zebrałam informacje i wypełniliśmy wniosek. A następnie usiedliśmy nad statutem. W dwa dni statut był gotowy i papiery powędrowały do sądu. Ale zanim dostalismy po kilkudziesięciu wizytach dokumenty był .... 24 grudnia. W wigilie sąd przemówił ludzkim głosem, dostaliśmy KRS.

W styczniu spotkałam znajomą, która uczy w szkole i opowiedziałam jej o naszych perypetiach.
- Więc Waszym celem jest zachęcanie młodzieży do nauki? Budzenie w nich zapału? Zainteresowań?
- No tak – odparłam
- No to się wcale nie dziwię, że było trudno władze przekonać do takiej działalności – powiedziała znajoma – prędzej udałoby się Wam rakietę na księżyc wybudować niż nauczyć czegokolwiek polską młodzież.

Kiedy po skończeniu zajęć zadaję pytanie, bo mam wrażenie że słuchają, czy życzą sobie jeszcze jakieś informacje, czy chcą o coś zapytać i wtedy pada zapytanie:
- Tak, a gdzie jest Mc Donald?
tylekroć zastanawiam się, czy koleżanka nie miała racji, i czy wogóle warto było się w to angażować.